Podróż do kresu nocy
Byliśmy teraz w tej samej podróży. Dojdzie się do kresu razem i wówczas będzie wiadomo, czego się szukało w przygodzie. Życie to jest właśnie to, trochę światła kończącego się w mroku.
gdy pisałem do ciebie rozpaczliwe
wiersze z wojska o tym że jestem
człowiekiem małej wiary w gruncie
rzeczy egoistą który podpalił by resztę
świata dla swojej chorej wizji zachowania
świata znajomego tych których kocham bo
jesteś dla mnie więcej warta niż wszystko
na tym świecie pozbawionym ładu i składu jak
mój list bez składni nieporadny i to
jak rozstrzygnąć problem pisania
wierszy w świecie w których można
pisać reportażem albo cokolwiek innego coś
co przełoży się bezpośrednio na postęp czy rozumienie
jest linearne czy raczej skokowe czy mogę
przeskoczyć nieprzeskalane w sytuacji gdy
przeobraża się nieprzeobrażalne bo w gruncie
rzeczy leży mój trup okopany i moja wiara i wcale nie chodzi o to
że nienawidzę tych którzy idą na mnie tylko
naprawdę kocham tych którzy są za mną i to
jest konflikt nierozstrzygalna dialektyka bo musimy wyzwolić się
z myślenia o bohaterach i herosach a po
prostu widzieć ludzi którzy chcą przeżyć i
dać żyć tym co są za nimi
wystarczyłoby zobaczyć ludzi
jestem człowiekiem małej wiary chociaż
zawsze wierzę w ciebie i w to że możemy
tylko oceniać jakie rozwiązanie jest gorsze
i nigdy nie przejdę przez oczko w
twoich rajstopach bo tak jak idę przez oko igielne
w podróż do kresu nocy do zrozumienia
tak też ty nigdy nie wnikniesz mi
w skórę i nasze ciała zostaną na powierzchni
tej lodowatej tafli dryfującej bo życie to
surfing między tym co potencjalne a
tym co konieczne tak szepczesz mi
do ucha
ty potrafisz przelać moją melancholię
na kartkę bo zbłądziłam bardzo zbłądziłam jestem jak pocisk
w szczerym polu szarym szukam szczerości
jakiejś tkaniny namiastki sensowności w tej bezsensownej
walce o przyszłość zostawiam odcisk
moja droga w tym
moja droga żeby
przelać krew w argot bo ludzka egzystencja
nie ważne jaka nigdy nie jest niewinna
choć nie jest mi winna tak się po prostu
złożyło że ostrzę zęby bo ktoś musi
być gotowy żeby pobrudzić sobie
ręce i ja bynajmniej nie zamierzam ich składać
moje ciało jest mięśniem nocy kotłującym
to morze bez echa gdzie giną głosy z daleka
ciała młode ciała mężczyzn bo wojna
jest prawdziwym burdelem gdzie handluje się
młodością na zapas wojna to burdel armatni a ja
jestem ciałem
generuje chociaż odrobinę ciepła
jestem przewodnikiem w mroku
jedzcie i pijcie ze mnie tylko tyle bo może
morze nocą jest mięśniem mojego serca rozdartego a
tam nie ma wątpliwości i nigdy nie trzeba reszty tylko
ciebie
Niech śmierć zastanie mnie w tobie
Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała – będziecie żyli.
ci cisi mnisi w ciżbie ściśnięci są święci
nieugięci na ścianie rozbici mogłabyś powiedzieć
że równie dobrze tak wyglądaliby gdyby
byli zabici chociaż nie ścięci to jednak
męczeńsko wryci a głowy spuszczone
bo są potulni jak budda w ciele baranka i
chociaż w mowie nieobyci to ku słowom
zwróceni jak mantra więc składają przysięgi
godne poety gdyby milczenia nie skrywali
w sercach sekrety i śluby na przekór
wszystkiemu i wszystkim kontemplując
tajemnice życia zakrytą przed światłem
pod pokrywą z patyny
a my
w siebie wciśnięte
bezczelne naczelne
uprawiajmy seks
na zapleczu
w rozpadającej się
przyczepie
chcę poczuć przy tobie
że moje ciało umrze
a pamiętasz
gdy mieliśmy myśli przeróżne
i w głowie mierzyłem wymiary świecznika
który ściąlby nas wszystkich
i skończył tą scenę i wszystko
Zużyte prezerwatywy
zużyłem młodość a po
moim mózgu pałętają się
tasiemce są jak wiersze trochę
się ich boję są nie do powiedzenia a
ja nie mam nic
na swoją obronę dodam z
Różewicza bodajże że
życie to ciągłe ubywanie
zużywanie się
żar z nieba a ludzie zrzucają
z siebie warstwy jak jaszczurki
ze skóry odzieram ich w mojej
chorej głowie z zużytych metafor
utkanych z zmiętych prześcieradeł ja
zużyłem jeszcze więcej obieram kurs
na nowe interpretacje mojej wyobraźni
zużyłem młodość nie mam czasu
na noc powiem ci nic to moja droga
wyprzesz moje istnienie gdy tylko
dotkniesz głową poduszki którą potem
wypierzesz z naszego potu
bądź dla mnie nocą i dniem
a ja zrzucę z nas całą skórę
i poczujemy się w objęciu
nad przepaścią tak jakby
śmierć zaglądała nam do łóżka
zebrała się paczka a ja zużyłem
wszystko bierzcie i jedzcie ze mnie wszyscy
bo to będzie coś naprawdę dobrego póki
na to czas
przez okno wychodzę zbywam się
nie wystrzelałem się ze wszystkich naboi
Jesień bezpłodna
słońce grzeje złudą
a ja nie mam domu pani
już jesień ludzie kiszą na regałach
swoje dawne i niedawne
słowa układają w scrabble
niewypowiedziane wyznania
planowane na koniec świata
a ja nie mam domu pani
dopełniaczem człowieka jest
brak
ograniczone ciało
o nieograniczonych ambicjach
jak przesuwanie mebli w pustym pokoju
literatura
jest meblowaniem pustki
ale ja nie mam domu pani
w sercu uskuteczniam ruch
płynów i myśli krążących mi po kiszkach
jak rekiny w kieszeniach wyrywają mi drobniaki
nie czytam literatury
męskiej żeńskiej
a już tym bardziej niejakiej
każde moje słowo jest zaczerpnięte
wyrwane z wyschniętego cudzysłowiu
łona o nieokreślonych rysach twarzy
zrywam z natchnieniem ale proszę o
deszcz chociaż nie mam domu pani
powtarzam te wszystkie martwe gesty
na marne lecz za każdym niepotrzebnym
powtórzeniem pójdę ramię w ramię bo
wiersz jest najbardziej upartym językiem
w tej całej paplaninie która nie potrzebuje
ładu ni składu
zrzucam z siebie płaszcz na
hejnał grzechom odpuszczam
głosom zza urny rzucam
cię na ściółkę
rozdzieram się na czworo a
nie mogę przejść przez twoje oczko
w porwanych rajstopach które przeciekają
od jesiennego deszczu
Gdy rozum śpi
El sueño de la razón produce monstruos
więcej światła albo
coś takiego po prostu
dochodzi jednak płaszczyzna
odchodzi kolejna tak jak
ludzie wymieniają się w
tym łańcuchu przyczyny
i smutku ręką do ręki w
łańcuchach nie wiedząc o sobie
początek dotyka końca przekażmy
sobie znak a ja wam powiem
to bujda jak wszystko
czarne obrazy kosmate
myśli które wpadają do
worka gdzie nie słyszę dna
odbijające się echa w pustym pokoju
malarska probówka objęcia
tematu cała paleta tego uścisku ludzi którzy
pierwszy raz widzą i już wiedzą jak bardzo dla
siebie istnieją nawzajem
i nic
czarny romantyzm mnożenie
znaczenia jest bez znaczenia gdy
mogę usłyszeć twój głos
wśród tego całego zgrzytu w
moim zużytym mózgu wytwarzam
coś w rodzaju ogniskującej
blizny po tobie ale to
zawsze będzie sztuka i
tylko jedna sztuka dla sztuki bo
jestem sztuczny do porzygu
o śmierci nic już nie wiem
słyszę już tylko ciszę
wśród demonów się
kołyszę
interpretacja artysty podlega
deformacji z biegiem narracji
i o historii nie zapominajmy o
niej bo we mnie jest śmieszna
monstrualność która się zestarzała
szybciej niż zetalałe płótno
mojego śmiesznego ciała to
coś jak nikłość niewyjęta
miłość niewykorzystana i brzydota straszna
brzydota jeszcze nie zdążyłem
spiżeć a już musiałem zdziadzieć
ale mam jeszcze jakiś dystans
do tego czego nie usłyszę
demony znaków rzuciły kości
tracę orientację
mój dom niewierna
suka łasi się po zawaleniu
mnie opuściła a w domu
moim zamieszkała niewiara
niewiara kokietka i niepokój
harpie czasu wyrywają mi włosy z
nikąd pomocy i nie dobiorę się
do niczego bo płaszczyzny
już tylko przemijają i nie
dochodzi nic nowego do
skutku a każda reprezentacja
jest pusta zupełnie pusta jak
list w butelce na łańcuchu gdy
początek dotyka końca a wszystko
to bujda i pamiętam tylko to że kochałem
ciebie armię i hiszpanię choć pewnie
nie ja to powiedziałem i coś pomieszałem