wymowne milczenie
Połowy życia potrzeba,
by zrozumieć co mówiła matka,
drugie pół na to co mówił ojciec,
nie jestem nawet w połowie.
W mroku przy stole, dla gości siedzę,
ale nikt nie przyszedł.
Człowiek to chore zwierzę
ze słów, z pauz po nich.
[…]
Przytłacza
wymowne milczenie.
Pół nocy przy stole
obudziłam się płonącym ciałem.
Śnią mi się rozrywane ciała,
wywieszanie ich na skarpach.
Krzyk, pisk i szum ogniska,
tyle pamiętam.
Jestem chorym zwierzęciem
z paru słów i pauz po nich.
[…]
Wewnętrzny strach
wgryza się w podświadomości,
gryzie i wgryza się
jak pies z wścieklizną.
W mroku przy stole, dla spokoju siedzę
ale nikt nie przyszedł.
[…]
Proszę powiedz mi gdzie,
gdzie rządzi głos obowiązku,
kompletny brak serca.
Powiedz gdzie,
gdzie myśli czyste,
gdzie znajdę spokój,
metafizyczną ciszę,
gdzie semiotyka
przerasta baśnie i bajki,
gdzie będę szczęśliwa
[…]
jako ja – zbity pies.
Nie wiem co na myśli miała matka czy ojciec,
ale pewnie coś w tym jest.
sarna i auto
Jak sarna, co ginie pod maską
reflektorów, strzał zabija następny raz,
krąży wśród wyliczeń gwiazd i mądrości traw,
a zdradza ją wszechświat.
Zostanie tylko krew,
będzie mącić eter,
boi się spojrzeń dłuższych,
analizuje, patrzy w przestrzeń,
dopiero potem ucieka.
Kierowcy twarz zwiędła i zmięta
stała się białą ścianą,
pusty fantom z siecią żyłek
właśnie dąży do perfekcji
po długim bólu, nastanie upragniony stan apatii.
Żaden grymas już nie zetnie bohaterki, twarzy
sarenka nie oceni wielkimi oczami,
poczujesz w powietrzu zapach saturacji dusz,
na koniec wyszeptała, „przepraszam”.
powinności
Słyszysz? dobija się
problem tysięcy powinności, przybiera cięższe intonacje.
Kroczki w przód – za małe,
spojrzeń w tył – za dużo,
zbyt płytki wydech i wdech.
Autentyczność gdzieś zanika,
chciałabym szczerze powiedzieć,
że widzę w tym sens,
ale mam pętle na szyi
i w głowie abstarakcje,
co obroni mnie.
Spójrz! To tam, gdzie trzymam każdy możliwy swój zarodek klęski,
gdzie przed samą siebie chcę wyjść, póki życie daje treść
serce tam się wierci, w worku, jak przestraszone małe zwierzę
instynkt i wola zmieniają kierunek działania, redukują treść.
Moje zwierzątko ucieka, wraca i targa się
na własnych paradoksach
dobrze znanego kłamstwa.
Pozwól mi się stoczyć, pozwól mi zrobić jeszcze jeden błąd
zaufać, przerzucić jeszcze raz na bok martwe neurony
we własnej krwi, a obcym śnie
co odejdą w wapno pościeli,
nim zdążysz wziąć świadomy wdech.
uściślona w słowie
Brak kontroli nad czymkolwiek
przyprawia mnie o niby fobię.
Myślałam, że patrzę w tył bądź w przód,
a wbijam wzrok w podłogę,
od podłogi w swoją głowę
i tak ciągle.
W teorii się poruszam, czuję, myślę
jestem… i nie jestem pewna,
czy to nie już ta ostatnia płaszczyzna,
ta płaszczyzna w mojej głowie
niekoniecznie uściślona w słowie
a w przecinku, zająknięciu,
płaszczyzna, o której nic nie powiem, nie zająknę,
bo nie istnieje, nie istnieje jak wszystko dookoła,
co nie było nigdy w głowie.
Świadomość bezsensu pcha mnie dalej,
wiesz już przecież jak i dlaczego, gdy dochodzi do „po co? ”,
właściwie godzisz się z zastanym stanem.