Martwe motyle

 

szczęście

w mojej rzeczywistości

istniało od zawsze

jedynie jako marzenie

czasami

udawalo mi sie je chwycić

niczym pięknego motyla

zamykałam go wtedy w ramkę

zapominając

że jest to równoznaczne

z jego śmiercią

nie poddawałam się jednak

szukając kolejnej ofiary

wciąż trwam

w nieustannej

pogoni za nieuchwytnym

uśmierciłam 48 motyli

zanim znalazlem Ciebie

I prawie skończyłbyś jak one

ot kolejna próba

posiadania szczęścia

Ty jednak

w ścianie pełnej motyli

nie widziałeś przegranej

a ja zrozumiałam

że z Tobą

mogę w końcu

zacząć ją podziwiać

Minione sekundy

 

czas – jakże niejednolity

moment – chwila jakże niewymierna

próbuję łapać sekundy umykające mi przez palce

pode mną zgromadził się już ich tabun

gromada dni których nikt mi nie wróci

stos lat niewykorzystanych

armia przespanej wieczności

im gorliwiej chce je zebrać

tym więcej tracę

żegnam się więc z nimi godząc się z ich stratą

Nie zatrzymując się dłużej

nie zatracając się w bezmiarze rozpaczy

która tak wiele razy skradała mnie tylko dla siebie

biegnę na oślep

jak najszybciej chcąc oddalić się od Ciebie

trucicielu duszy

kochanku zagubionego serca

nie wracaj więcej w progi mego jestestwa

nigdy nie zapomnę o koszmarze snu nocy letniej

nie sklejam już jednak rozbitego lustra

w którym tak często

szukałam choćby cienia twego oblicza

żegnam 7 lat nieszczęścia

dziś nastaje nowa era

Dodaj komentarz

siedemnaście + piętnaście =